poniedziałek, 16 grudnia 2019

Jesienne szwendactwo

Położenie naszej stajni sprzyja do szwendactwa. Tuż za furtką mamy las ze szlakami konnymi, po których nikt nas nie goni, a psiarze i spacerowicze przyzwyczajeni do obecności koni schodzą z drogi. Są to też lasy, po której wraz z Trevorem jeździłam jeszcze jako kursant w lata naszej młodości, co dodatkowo dodaje uroku naszym wycieczkom.

Do dyspozycji mamy spory kawałek terenu podzielony na trzy rewiry: 
- las najbliższy, z górkami, ścieżkami i całkiem fajną łączką do pasienia
- las za rzeczką, z zaprzyjaźnioną stajnią i kilkoma fajnymi prostymi, gdzie główną atrakcją jest oczywiście przeprawa przez wodę.
- las za drogą, wielki i przestronny, z wieloma szlakami i moją ukochaną galopną która jest tak długa że się człowiekowi nudzi już to gnanie :)

Pogoda tej jesieni rozpieszczała nas niesamowicie, temperatury mocno na plusie, wiatru i deszczu też nie było za wiele, więc można było się szlajać do woli. Jeździłyśmy więc z Władczynią Turbokuca prawie co weekend, zwiedzając kolejne drogi, krzaki i zakamarki.


Jesień to generalnie moja ulubiona pora roku na jeżdżenie. Z jednej strony nie ma jeszcze przymrozków i grudy, a z drugiej podłe latające krwiopijce już nie są uciążliwe. Mniej też biegaczy i rowerzystów, a grzybiarze na szczęście poruszają się powoli i raczej nie są straszni dla koni.

Co do samego Pana Konia, to muszę przyznać że zakochuję się w nim znów, mocniej i na nowo. Jest prawie idealny - pod kontrolą nawet na hackamore, nie płochliwy, pewnie idzie jako prowadzący i nie nakręca się jako drugi. Fajnie sobie współpracujemy na luźnej wodzy i prośbach, nie rozkazach. Wracam z terenu z poczuciem, że wycieczka była przyjemnością dla nas obojga.

Oby jak najwięcej takich terenów.