wtorek, 15 grudnia 2020

Zwolnij...

 Ostatnio wpadłam na dość szalony pomysł powrotu do treningów jeździeckich. Skłoniło mnie do tego kilka spraw: 

- po pierwsze nuda, bo ile można wsiadać na tego dziadka i kręcić się w kółko bez pomysłu? Albo lonżować? No bo na bardziej ambitne przegonienie mu futra, zrobienie energicznej sesji naturala albo skoków w korytarzu to już nie możemy sobie pozwolić w związku z koślawą nóżką.

- po drugie covid - bo rynek usług trochę przez to skapcaniał, a że mam kilkoro znajomych trenerów to może ich tym sposobem wesprę.

- po trzecie chciałam zmotywować do roboty jeźdźca Turbokuca, bo Turbokuc ma jeszcze przed sobą przynajmniej kilka lat prawdziwej aktywności :)


No i tak jakoś zgadałam się z Sylwą Kubiak ( Siostry Kubiak - z miłości do jeździectwa) i umówiłam się na trening dla nas i TurboTeamu.

Sam trening bardzo przyjemny. Sylwia z perspektywy siodła potwierdziła moje przypuszczenia, że rumak zwrotny niesłychanie, ale sztywny jak kłoda i woli wpaść w zakręt niż się wygiąć. Zadała nam dużo pracy domowej i tak zaczęliśmy ćwiczyć i gimnastykować starego konia.

TurboTeam też dostał swoją dawkę zadań, więc teraz przynajmniej raz w tygodniu wieczorem motywujemy się nawzajem i wsiadamy "na poważnie" a nie tylko spuszczamy energię z naszych kopytnych.

Jakie są tego skutki? Musiałam skombinować nowe wędzidło, bo na czance ciężko się pracuje na placu. Wybrałam taki patent: 

Trevor świetnie zareagował na czankę z rolką z lekkim portem. Nienawidzi zaś wędzideł prostych i pojedynczo łamanych. Zaryzykowałam więc rozwiązanie, w którym będzie miał dużo miejsca na język i dość krótkie ścięgierze, by kiełzno układało się maksymalnie anatomicznie w pysku. No i był to strzał w dziesiątkę, bo się chłopakowi bardzo spodobało.

Nawet podczas trudnych dla niego ćwiczeń ( najtrudniejsze jest przejście w dół bez utraty wygięcia...) przy moim dość zdecydowanym sygnale nie rozdziawia pyska i nie walczy z wędzidłem, a pracujemy bez nachrapnika*.

No i tak sobie dreptaliśmy w stępie i kłusie, coraz więcej kłusa, troszkę galopu... Wiadomo, że mamy lepsze i gorsze dni, bo czasem wilgoć, ziąb i stare kości skrzypią. Miesiąc temu udawało się przelecieć galopem kółko w lewo, zagalopować na kilka kroków w prawo, ale absolutnie nie cisnęłam. 
Oprócz pracy i gimnastyki zaliczaliśmy raz na tydzień wypad do lasu dla odstresowania. Tam też dużo stępa, trochę kłusa a przy dobrych wiatrach i idealnej nawierzchni nawet kilka metrów galopu.

No i tu zaczął się problem, bo od dwóch tygodni Trevor ponosi w terenie. Tak, mój stary koń znów zaczął być narwanym folblutem, chodzi po lesie i szuka pretekstu, żeby odpalić wrotki. Do tego bryka, wyrywa się i ma z tego znakomitą zabawę!
A co na placu? Na placu zaczęliśmy znów szlifować zagalopowania ze stępa, latamy po kilka kółek równym galopem w lewo i całe koło w prawo. Noga nie spuchnięta, chód w miarę równy, koń zadowolony...
Czyżbym znów musiała obciąć treściwą, bo mi konisko roznosi?

Wspomnienia z letnich terenów


*osobiście uważam, że w 99% przypadków nachrapnik stosowany jest w celu tuszowania niestabilnej ręki jeźdźca, źle dobranego sprzętu, dyskomfortu i buntu konia. Otwieranie pyska podczas jazdy nie jest problemem a objawem. Zamknięcie pyska mechanicznie jest tylko zatuszowaniem objawów a nie rozwiązaniem problemu.


sobota, 5 grudnia 2020

Powrót Wróżki Zębuszki

Dawno nie pisałam, bo dzieć jest wybitnie absorbujący, ale to wcale nie znaczy że u Pana Konia nic się nowego nie dzieje. Dzieje się i to bardzo...

Jakoś pod koniec wakacji znów zauważyłam zmemłane kołtunki z siana wyplute a to na padoku a to znów w boksie. Jako że w pierwszych dniach września miał do nas wrócić z wygnania pan Harmoniusz, to uznałam że z dentystą poczekamy na Ogra i zrobimy od razu wszystkie trzy razem z Turbokucem. Ze skutkiem natychmiastowym wdrożyłam jednak dokarmianie Trevora trawokulkami, wychodząc z założenia, że jak się nażre papką, to siana mniej będzie jadł i mniejsza będzie szansa na zatkanie.

Skonsultowałam się z drugą znajomą, co to ma konia już zupełnie bezzębnego i żywionego jedynie na pokarmie półpłynnym. Po krótkiej rozmowie ustaliłam dawki i najlepszego dystrybutora kulek mocy i stało się - mój koń zaczął jeść przecierki dla dziadków.


Nauczona doświadczeniem poprzednich stajni wystosowałam odpowiednią kolorową rozpiskę, co by nie było wątpliwości ile, czemu i jak mu dawać.

Jakoś we wrześniu przyjechał znany już pan doktor od szczerbatych koni. Jak zawsze zrobił pełen wywiad i potwierdził słuszność wizyty, bo kręcenie kulek i nawracające biegunki to niestety głośny alarm zębowy w przypadku koni starszych. Pan doktor ostrzegł, że pewnie będzie znów coś do rwania, na co mój portfel zaskrzypiał żałośnie, ale nie ma że boli, kochasz to płać.

Jak zwykle dwa strzały w żyłę, rozwieracz i jedziemy. Pan doktor popatrzył, pomacał, poruszał i się zdziwił. Nie dość że nic do rwania, to jeszcze ten trzeci co był zeszłym razem dyskusyjny jakimś cudem usadził się w szczęce. Wyrównał więc wszystko, zeskrobał kamień i wypisał fakturkę relatywnie małą*. Pochwalił wprowadzenie trawokulek i przyznał, że górna powierzchnia zębisk Trevora jest już absolutnie pozbawiona właściwości ciernych, więc nie ma szansy na prawidłowe przerzucie. Zostają przecierki, świeża trawa i potraw w ramach siana.


Po wizycie doktora oraz systematycznym podawaniu trawokulek Trevor całkiem ładnie się zaokrąglił, zauważalnie mniej siana pobiera i jest bardziej wybredny. Zniknęły zupełnie problemy sraczuszki, więc nie dość że mamy czysty i piękny ogon, to jeszcze derki nie są wiecznie obfajdane co w sezonie jesienno-zimowym jest kluczowe dla mojego i jego komfortu. Generalnie trawokulki to dla starszych koni produkt ratujący życie. Polecam wszystkim!!! 

A zaokrąglony Trevor na koniec lata wyglądał tak:


*nadal większą niż zazwyczaj wydaję na swojego dentystę...