Trochę się zapuściłam w pisaniu, więc szybciutko postaram się nadrobić ostatnie pół roku.
Zima 2020/21 dała nam ostro w kość. W naszej stajni niestety trochę się popsuło, bo właściciel zmienił priorytety z pensjonatu na oprowadzanki kucykowe. I o ile nie mam nic przeciw rekreacji prowadzonej obok pensjonatu, o tyle klientela kucykowa to coś zupełnie innego. Na zajęcia z jazdy konnej przychodzą dzieciaki, które chcą się nauczyć - czyszczenia, obchodzenia z końmi, życia stajennego. Przywożą je rodzice, którzy są maltretowani przez swoje pociechy wykładami jak z rumakiem się obchodzić. Coś więc wiedzą i mają mniejszą szansę robienia głupot na terenie stajni.
Klientela kucykowa to dzieci nie mające pojęcia o koniu i traktujące go jak kolejny rower, gokart czy karuzele. Oraz ich opiekunowie, którzy nie odróżniają stajni od wesołego miasteczka z mini-zoo. Po takich najazdach Hunów i Tatarów znajduje się na padokach i w żłobach wiele dziwnych rzeczy (żelki, herbatniki, śmieci...) a sami najeźdźcy wleźć potrafią wszędzie w celu zrobienia sobie fajnej fotki. I nie rozumieją, że wjeżdżanie wózkiem z niemowlakiem na padok konia, który właśnie się tarza żeby dziecięciu pokazać jak fajnie się konik kula nie jest najrozsądniejszym pomysłem.
W związku z takimi właśnie przypadkami w naszej stajni zaczęliśmy się rozglądać za nowym lokum. Znaleźliśmy całkiem niedaleko, w rozsądnej cenie, z fajnym zapleczem. Przeprowadzka była ustalona na koniec lutego a my powolutku ogarnialiśmy graty przed przenosinami, aż tu nagle...
Trevor dostał pierwszej w życiu kolki. A zaraz później drugiej. W obu przypadkach skończyło się płukaniem żołądka, ale przy drugiej wizycie wet ostrzegła, że trzeci raz przyjedzie już tylko odesłać go na zielone łąki. Operację odradzała ze względu na wiek i możliwość powikłań. Może gdyby pierwsze symptomy pierwszego zatkania były zauważone wcześniej ( Trevor nie zjadł kolacji ze środy, nie ruszył śniadania w czwartek, nie dostał obiadu przez niedopatrzenie - ja przyjechałam w czwartek o 18 i dopiero wtedy wezwałam weta zaalarmowana jego dziwnym zachowaniem. Od prawdopodobnego zatkania minęło prawie 20h, co skutkowało ostrym skrętem i przemieszczeniem jelit). Może gdyby po pierwszej kolce nie poszedł na placyk, gdzie skubany spod śniegu wygrzebał jakieś resztki starego siana? Można gdybać czy było by mniej niebezpiecznie, ważne jest jedno - konie należy obserwować, a jakiekolwiek zmiany w zachowaniu zgłaszać do właścicieli. Tu zabrakło tego kontaktu i uważności.
Nie wiem czy mieliśmy szczęście, czy Trevor ma tak silną wolę walki, ale się udało. Wyszedł z kolki, zaczął powoli jeść posiłki na mokro. Na prawie miesiąc odstawiliśmy zupełnie siano i stał na trocinach, granulat dla koni po operacjach miał zwiększany po kilkadziesiąt gram dziennie. Strasznie schudł, opadł z sił i wyglądał potwornie, ale żył. Dał radę jeszcze raz, choć nastraszył mnie okropnie.
Pod koniec lutego z duszą na ramieniu przeprowadziliśmy się do nowej stajni, ale o tym i o nowym członku stada już w kolejnym odcinku.