sobota, 6 maja 2023

Dobre chwile

 Trevor skończył chwilę temu 30 lat. Jest już oficjalnie strasznie starym koniem, który o dziwo całkiem dobrze jeszcze sobie radzi z życiem.

Plany na imprezę urodzinową były huczne i ambitne, niestety pod koniec lutego dostaliśmy w stajni wypowiedzenie* i musieliśmy szukać nowego lokum. Trochę dobiła mnie ta wiadomość, bo po pierwsze szalejąca inflacja i drożyzna wszędzie, a po drugie w okolicy na prawdę ciężko o sensowną stajnię z dobrą opieką. Na szczęście udało się coś znaleźć, nie wiem czy jako stajnię docelową, ale na razie nie jest źle.

W każdym razie jesteśmy miesiąc po przeprowadzce, trzy tygodnie po 30 urodzinach i tak sobie tuptamy dalej przez życie. Jeszcze w październiku nam pyknie 20 lat razem :)

Trevor odchorował trochę zmianę domu, niestety przez pierwsze dwa tygodnie kiepsko jadł i schudł. Ma też okresowe spadki energii i widać, że wlecze nogi za sobą jak nie on. Trochę już się zaczęłam zastanawiać czy jednak nie odstawić go zupełnie od pracy pod siodłem, ale bywają też dobre chwile.

Dziś była właśnie taka dobra chwila. Wzięłam go na lonżę, a ten aż rwał się do galopu. Szedł sprężyście, energicznie i do przodu, pojawił się błysk w oku i chęć do brojenia.

Dla takich chwil warto się starać, targać te worki z paszą, wydawać pół pensji na dodatki i siedzieć godzinami w internetach czytając kolejne opracowania o żywieniu koni.

Bywają też chwile gorsze. Przepełnione lękiem o niego, obawą, czy będę w stanie dostrzec moment w którym muszę odpuścić i dać mu odejść. Bo niestety teraz lecimy już na wysoko oprocentowanym kredycie i każdy dzień może być tym ostatnim.

Dlatego też dla mnie każdy wypad do stajni ( którą teraz mam nota bene dalej, więc i wypady są rzadziej), jest celebrowany. Nie robię nic na odwal się, zawsze żegnam się z nim czule i miło, nie tracę czasu na jakieś walki i próby przeforsowania swojego zdania. Podążam za nim, za jego możliwościami w danej chwili i tym na co on ma ochotę. Nie mam już zupełnie ciśnienia, że coś powinnam. No i przestałam planować.

Bohun odszedł zbyt szybko, nagle. Nie byłam na to przygotowana i wciąż wyrzucam sobie kilka spraw. Do Trevora mogę się na poważnie przygotować. To zarazem bolesny proces ale też czas prawdziwego wyzwolenia naszej relacji z niepotrzebnych konfliktów i ambicji. On jest teraz przede wszystkim Trevorem, nie koniem, nie wierzchowcem, nie sportowcem. Ja jestem sobą, nie jeźdźcem, właścicielem, trenerem. Jesteśmy dla siebie kumplami i robimy tak, by było fajnie.

*Kiedyś wezmę się za napisanie postu dotyczącego niesprawiedliwego traktowania właścicieli starych koni oraz tego dlaczego oddanie konia na emeryturę do przydomówki to czasem straszne zło.