wtorek, 18 lipca 2017

Obcy - 664 pasażer Nostromo...

Czemu 664? Bo taki właśnie numer widnieje na boku mojego koniska, które na bank jest afirmacją obcej cywilizacji na naszej zielonej planecie...

Jak mawiał Jarek, Są Konie, Koniska i Alamo... Potem zaczął dodawać, że istnieje jeszcze bardziej popaprana kategoria wierzchowców, czyli folbluty*... A gdy poznał Trevora, uznał że on wymyka się spod każdej próby kategoryzacji.

Ja również podejrzewałam, że mój koń nie do końca jest normalny. No bo jaki koń kradnie z grilla karkówkę, pasie się na burgerach z kurczakiem oraz panicznie boi się krów? Z czasem Trevor zaczął również zdradzać swoje zdolności paranormalne, między innymi znajdując sobie na całkowicie płaskim pastwisku patyczek, którym tak manipulował, aż wbił go sobie pod ganasz... 10 cm dziury tuż przy tchawicy w niedzielę kończąca długi weekend z okazji Bożego Ciała. Żeby nie było, opatrywał go doktor Gębka.

Trevor jest już stary. Ma prawie 25 lat, biegał kilka sezonów na wyścigach, potem pracował w rekreacji która również nie jest obojętna dla stanu zdrowia koni. W życiu swoim przeszedł bardzo wiele kontuzji ścięgien, które były na bieżąco zalepiane metodą blistrowania.

Ostatnimi czasy jeden z jego nadgarstków spuchł w niewyjaśnionych okolicznościach do wielkości sporego melona, jednak nie powodowało to u niego żadnej kulawizny. Porównując jego wygląd z nóżkami równolatki z pastwiska obok byłam niemal pewna, że oto właśnie na moich oczach rośnie zwyrodnienie stawów, nieodwracalne i nieoperowane u starych koni... Że to już powoli koniec tej wędrówki i liczyć mogę tylko, że ostatni jej etap będzie w miarę łagodny zarówno dla niego, jak i mojego portfela oraz emocji.

Był wet, opowiedziałam wszystko co wiedziałam, zrobiliśmy badania... została postawiona diagnoza.

Mój sprytny koń ma wielkiego nakostniaka w stawie nadgarstkowym. Jednego z największych, jakie w takim miejscu widziała pani  Doktor. Dodatkowo ma zapalenie w obrębie stawu, więzadeł, prostownika i kilku innych elementów miękkich w okolicy. Generalna masakra po lądowaniu UFO...

A teraz najśmieszniejsze w całej historii - nakostniak jest umiejscowiony tak, że w niczym nie przeszkadza, nic nie blokuje i nie wywołuje bólu. Jest jedynie brzydki.
Szansa na takie umiejscowienie nakostniaka wynikającego z frontalnego kopa(!) jaki mój koń musiał otrzymać w przednią gicz - mniej więcej taka, jak fakt, że wygram w Lotto nie kupując losu.

Zalecenia pani Doktor - brać gada do roboty, bo inaczej będzie miał durne pomysły.

No i to by było na tyle, jeśli chodzi o starzenie się mojego konia i upragnioną emeryturę... Nic tylko skakać z radości! No i siodłać, jak tylko dziura w kręgosłupie po zębach rudego "kolegi" się zagoi...

Alien Horse by litanilitani - Deviant Art

*Fullblood - pełna krew, określenie na konie pełnej krwi angielskiej

piątek, 14 lipca 2017

Zwyrodnialec

Jak można się było spodziewać, folbluty wchodzące w trzecią dekadę swojego życia zaczynają mieć pewne problemy zdrowotne. Te, które mają na karku ćwierć wieku nie mają już co liczyć na przymykanie oka ze strony wszechmocnego Czasu.

No i niestety trafiło również dziarskiego emeryta Trevora...
Najpierw była opuchlizna na nadgarstku, ale w związku z niedawnym połączeniem stad i związaną z tym małą kopaniną uznałam, że pewnie od kogoś dostał.
Potem opuchlizna nie chciała zejść, wet kazał wspomagać krążenie krwi poprzez wcierki i owijanie.
Na koniec zmniejszył się opój, ale wyszły paskudne nakostniaki...
Aktualnie czekamy na konsultacje z wetem-ortopedą, zdjęcia RTG i USG...

Na szczęście główny zainteresowany nie zdradza objawów bólu czy mniejszej aktywności, więc nie załamuje się jakoś bardzo. Z tyłu głowy pojawia się jednak myśl, że powoli trzeba się przesiadać z jednego gniadego na drugiego, bo Czas niestety nie daje za wygraną.

***

Wet przyjedzie za 30 minut. Za mniej więcej godzinę będę miała już pewność co do stanu Trevora. Z jednej strony czuję ulgę, że przestanę mnożyć spiskowe teorie zagłady jego stawu... z drugiej strony cholernie się boje. Nawet nie tego, że usłyszę "koniec wsiadania", raczej perspektywy rozwoju schorzeń, narastającego bólu i przymusu podjęcia tej najtrudniejszej decyzji.

Bo jak on straci swoją prędkość, to umrze jakaś cząstka jego ducha. A w raz z nią i kawałek mojego. Obym tylko umiała zrozumieć to spojżenie, kiedy powie mi że już mu wystarczy zycia tutaj. I obym miała tyle siły by dać mu odejść...