Kochany emeryt zaczął ostatnio podupadać na masie, co nie jest niczym dziwnym w jego wieku i o tej porze roku. Jednak mając na uwadze, że starego konia łatwiej odchudzić niż znów podtuczyć, postanowiłam działać natychmiast.
Na pierwszy rzut zrewidowałam nasze menu:
Śniadanko 1/2 miarki jęczmienia, 1/2 miarki owsa, makuch lniany i drożdże paszowe
Kolacja 3/4 owsa, 1/4 musli, suplementy
No tak... trochę mało jak na emeryta. No i owies pełny, więc ciężko już przememłać go starymi zębiskami. Szybko ogarnęłam zakupy żywieniowe i dorzuciłam trochę dobra do gara.
Czym prędzej zamówiłam więc otręby ryżowe, bo dużo białka, ładny przyrost mięśni, a nie pogrzeją folblutowi mózgu ponad miarę. Postanowiłam też wypróbować jęczmień płatkowany, zastępując część wieczornego owsa bez konieczności zalewania kolejnego posiłku.
W planie było jeszcze skombinowanie gniecionego owsa i jęczmienia, aby ułatwić staruszkowi pobieranie wartości odżywczych z posiłków, a mi ulżyć w wydatkach.
Po zrobieniu pogłębionego researchu na rynku gniotowników oraz przeprowadzeniu skróconego studium przypadku "Gniotownik i śrutownik, podobieństwa, różnice, wykorzystanie", doszłam do wniosku że nie mam na zbyciu 3 tysięcy i muszę pojechać na cudzesy.
Odkurzyłam więc moje kontakty końskie, zagadałam do znajomego i umówiłam się radośnie na randkę z jego gniotownikiem. Teraz wystarczyło tylko zapakować dwa wory do mojego super-farmerskiego samochodu (Suzuki Swift...) i przejechać się na drugi koniec świata do jego stajni.
Akcja gniot została doprowadzona do końca bez strat własnych, ja nauczyłam się obsługi maszyny, wszystkie moje palce ten eksperyment przetrwały, tylko kręgosłup trochę zaskrzypiał po targaniu 50kg worków...
A co na moje wysiłki powiedział szacowny emeryt?
Nowe porządki w jego menu zostały wprowadzone w niedzielę, ja wpadłam do stajni w kolejną środę. Jako że ciemno, zimno i zło, udało mi się jedynie wziąć gada na lonżę. Akurat koleżanka biegała swojego prawie-ogiera, więc przynajmniej sami nie kwitliśmy na placu.
Rozstępowanie standardowo flegmatyczne, bo może się Pańca rozmyśli i do stajni wrócimy.
Kłus, po chwili przyzwyczajenia do podłoża, całkiem energiczny, równy, ładny dla obserwującego. Chęć do ruchu wyraźna, krok sprężysty, oko błyszczące... a po chwili kłusa, tak sam z siebie, równiutki, okrągły galop.
Nie wiem czy zmiana paszy dała tak szybkie rezultaty, czy też po prostu chłopak miał dobry dzień, ale nawet koleżanka zauważyła jego wysoką energię.
Dla mnie to powód do wielkiej radości, bo daje nadzieję na przedłużenie czasu, jaki nam pozostał. Tylko nie wiem co na to mój samochód i kręgosłup, bo coś czuję, że zaraz znów będzie trzeba robić wyprawę na gniecenie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz