Niektórzy jeźdźcy patrzą na mnie wtedy z politowaniem, bo przecież koń brudny to koń szczęśliwy... Inni uważają że częste mycie skraca życie, że zmywam im naturalny płaszcz lipidowy skóry albo że nie wolno koni po treningu polewać zimną wodą bo na pewno dostaną zapalenia nerek, mózgu, dupy i zdechną.... oraz inne tego typu brednie...
Ja natomiast wychodzę z prostego założenia: owady identyfikują swoje ofiary po zapachu. Wszystkie nie-chemiczne środki przeciw owadom latającym opierają się na maskowaniu zapachu końskiego potu, dlatego między innymi są mało skuteczne podczas intensywnych letnich treningów. Zmycie potu z konia zmniejsza skuteczność gziego GPSa. To jest aż tak proste...
Przy okazji opłukanie konia z potu zmniejsza ilość soli na jego sierści. Jak wiadomo sól i mocznik wydzielany z potem nie jest najlepszą odżywką do włosów, więc zmniejszenie ich stężenia może zrobić lakierowi twojego rumaka tylko lepiej :)
Trzecią zaletą spłukania konia jest schłodzenie mięśni po wysiłku, które przyspiesza proces ich regeneracji oraz wzmaga ukrwienie (szczególnie sklepanych przez siodło końskich pleców). Chłodzenie ścięgien nóg pomaga w unikaniu kontuzji a woda lejąca się po kopytach przynajmniej trochę nawilża ich ściany. Mówiąc krótko 10 min prysznica i możemy ograniczyć wszelkie wcierki chłodzące oraz smary do kopyt.
No, ale dla niektórych jazda kończy się na rozsiodłaniu konia, zaaplikowaniu mu jabłka do gęby i wywaleniu na padok. Po takich koniach to przynajmniej widać, że pracowały, szczególnie jak z odciskiem sprzętu łażą następne trzy dni (do następnej jazdy albo porządnego deszczu). Nie ma szans na choćby rozczyszczenie sklejonej od siodła sierści a na umycie to można liczyć dwa razy w roku... To samo tyczy się prania czapraków czy ogólnie czyszczenia sprzętu, a potem wielkie zdziwienie jeźdźca - jak to się obtarł?!? Zawsze mnie zastanawia, czy takie traktowanie swoich koni u właścicieli wynika z ich lenistwa, niewiedzy, braku wyobraźni czy po prostu osobniczego charakteru jednostek.
Więc może jednak myjka jest dla pedantów. Takich jak ja, co to wolą spędzić dodatkowe 20 min* w stajni i domyć wędzidła, spłukać grzbiety, sprawdzić stan wody na padokach i przesiać z kurzu owies dla swojego kaszlaka. Wszystko to po to, aby na koniec nie mieć koni obtartych, kolkujących, kaszlących i zeżartych przez muchy.
Ja ogarnę twoje muchy, ty ogarniesz moje... jakoś to będzie.
*Bardzo orientacyjne 20 min, najczęściej przedłużające się do 80 min...