Podobno zmiana następuje wtedy, gdy strach przed nowym przegrywa starcie z niewygodą stanu bieżącego... No więc u nas przegrał, poszliśmy w nowe i dokonaliśmy zmiany stajni.
Stare miejsce miało swoje wady i zalety. Nowe też ma plusy i minusy, acz główną jego cechą jest chęć rozwoju, istnieje więc nadzieja na zmiany na lepsze i zniwelowanie części minusów.
Zdecydowane plusy nowego lokum mutantów to świetnej jakości siano, całodobowa opieka osób znających się na koniach i infrastruktura. Nareszcie do naszej dyspozycji jest kryty lonżownik i dwa oświetlone i wyrównane place do jazd. Do tego hektary pastwisk, wysoka* stajnia i obsługa, która rozumie nasze różne, na pozór dziwne wymagania, bo sama ma konie.
Do nowej stajni ruszyłyśmy rajdem w trzy konie - do mutantów dołączył też Kanon, nasz dzielny towarzysz zwany Turbokucem. Całą wyprawę prowadził dziarsko Trevor, jak na emeryta wykazując się całkiem dobrą formą i dużą dozą spokoju. Reszta bandy też zachowywała się niczego sobie, dzielnie przemierzając lasy i bezdroża gęsto upstrzone grzybiarzami. Cała trasa przebiegła bez większych ekscytacji. Przeprawa przez asfalt i przechadzka po osiedlowych uliczkach nie zachwiała pewnością siebie naszych rumaków, pobliska zrywka drewna również nie zrobiła na nich wrażenia... Jednak na ostatniej prostej, gdy nowy dom był już w zasięgu wzroku, natrafiliśmy na niespodziewaną przeszkodę... a był nią 30 cm rów z resztką wody...
Działo się, oj działo... Emeryt podszedł do sprawy na zimno i już po chwili był na drugim brzegu zajadając soczystą trawę, jednak Kucka i Kanon doznały zawieszenia systemu operacyjnego i przejście przez rów okazało się dla nich niemożliwe. Po wielu akrobatycznych wyczynach, przy wsparciu znalezionych w okolicy gałęzi (tak, żadna z nas nie miała bata) i w iście efektownych hopsach w końcu cała trójka znalazła się na drugim brzegu tego naszego Rubikonu.
Ostatnie kilkaset metrów pokonałyśmy z końmi w ręku. Po części bolały nas już trochę tyłki, trochę dlatego, że ciężko jest się na Netkę wtarabanić z ziemi, a poza tym już nam i im całkiem się nie chciało. W końcu prawie 18 km w kopytach...
Wnioski z tej eskapady?
Jestem dumna z moich mutantów. Psychicznie (poza rowem na koniec) dały radę pomimo małej systematyczności treningów ostatnimi czasy. Kondycyjnie też pokazały klasę, szczególnie emeryt, który notabene dotarł najmniej złachany. Mi przydał się dłuższy teren, nowe widoki i trasy, bo już trochę dusiłam się w okolicznych zaroślach. A do tego jestem z siebie troszkę dumna, bo idąc na azymut z tracącą zasięg komórką trafiłam w zasadzie w punkt!
Może w nowej stajni będzie większa ekipa terenowa i więcej okazji by iść w świat, między parkany.
*niestety w poprzedniej stajni Kucka szorowała uszami po suficie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz