czwartek, 27 czerwca 2019

Teren zdygany i zgryziony

Lato w pełni, bąki i inne ślepaki żrą w sposób niczym nieograniczony i na potęgę. Rano tną komary, w południe muchy gryzące, po południu wchodzą meszki, wieczorem dołączają znów komary.

Repelenty działają chwilowo, kosztują jak za zboże a moje konie są, delikatnie rzecz ujmując, sceptyczne do psikania ich ciał jakimiś śmierdzidłami.

W ostatnim terenie Trevor dwa razy zrzucił sobie ogłowie z łba próbując pozbyć się natrętnego krwiopijcy, także zainwestowałam w maski, siatkowe derki i prowadzę właśnie średniowieczną sekcje koni terenowych. No kurde trudno, że wyglądamy jak "Pogromców Duchów" albo innego Kacpra, przyjacielskiego duszka, ale przynajmniej nas nie dziabią. To znaczy koni nie dziabią, bo całe towarzystwo latające skupia się wtedy na jeźdźcach.

Nowa maska Emeryta
W długi weekend miałam ambitny plan ruszyć z wytrwałymi klientami w las. Prowadzić miał jak zwykle Emeryt, jednak jak poszłam po niego na pastwisko i zobaczyłam, że nie jest w najlepszej kondycji, zdecydowałam na zmianę rumaka prowadzącego. No cóż, słowo się rzekło, klienci u płota. Trzeba było się przemóc, osiodłać Kucynkę i ruszyć na niej w las pomimo jej zdygania.

Dawno, oj dawno nie próbowałam prowadzić terenu na Netce. Jakieś mam takie kiepskie wrażenia z jej grzbietu jako konia prowadzącego, a każde jej dygnięcie odbija się głośnym echem w moim kręgosłupie. Jednak jak mus, to mus. Ubrałam kobyłę w przyciasną maskę dziadka, zarzuciłam na nią hidżab i ruszyłam w świat z dwoma innymi końmi na ogonie.

Sekcja koników średniowiecznych wyrusza na szlak
Na pierwszej łące zaliczyliśmy zawał serca z okazji stajennego psa wyskakującego z krzaków. Potem było kilka kontrolnych dygów w odpowiedzi na patyk, drzewo w lesie czy inny kamień, ale wszystko pod względną kontrolą. Fakt, że kobyła nie jest samodzielna w przebieraniu odnóżami jak Trevor i każdy krok trzeba na niej kontrolować i wspierać ("Tak, dobra dziewczynka, tak, jedziemy, brawo!!!") ale muszę przyznać że bardzo się stara i widać po niej że chce sprostać wymaganiom stawianym przez swojego jeźdźca. To mnie w niej urzeka, ona na prawdę stara się zrobić wszystko o co ją poproszę, lepiej lub gorzej rozumiejąc o co mi chodzi, ale jednak. Nie jest typem konia, który ma w poważaniu, ani konia który płoszy się na myśl o pracy. Ona ma cudowny charakter i gdyby nie kiepski start, była by świetnym koniem na zawody - wygrywała by z radością dla swojego człowieka...

No dość dygresji, wróćmy do lasu.

Przez cały teren było bardzo dobrze. Galop pod kontrolą, nawet bez wielkich potknięć, zero płoszenia się, panowanie nad prędkością super, gorzej z trakcją, ale uznajmy że długie nogi jej to utrudniają. Dojechałyśmy do zaprzyjaźnionej stajni i tam.... kaplica.
Na horyzoncie zdarzeń pojawił się wielki, koniożerny kontener na śmieci w kolorze krwiożerczego błękitu. No i dupa, przejechać się nie da. Kobyła zawał, zapaść, stany lękowe, ataksja mowy i stupor. Nie i koniec.

Chwilę nam zajęło, ale w końcu przy wsparciu chłopaków z tyłu (Turbokuca i Harcka) udało się przekroczyć terytorium Wielkiego Przedwiecznego Śmietnika. Brawo dzielna i odważna Kucka!

Niestety Trevor będzie wyłączony z użytkowania przez najbliższe 2 tygodnie, więc chyba czeka mnie więcej zdyganych terenów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz