piątek, 2 czerwca 2017

Jaka ona jest lekka...

...takimi słowami skwitowała pewna znajoma pracę na lonży z Nette. Ja akurat wyjechałam zawodowo do miasta ze Smokiem, powierzyłam więc moje mutanty zaufanym koniarzom.

Ważne jest dla posiadacza koni, by w czasie nieobecności mieć zaufane osoby, które przyjadą, spojrzą przychylnym okiem na paskudy, skrobną w kopytach, pomacają giczki i dokonają pobieżnego sprawdzenia, czy wszystkie części koni są na swoim miejscu. Nie muszą nawet jakoś specjalnie wysilać się pod kątem treningu czy pracy z kopytnymi, ważne że właściciel wie, że wszystko gra i żadna kończyna nie jest urwana.

Mutanty są specyficzne, nie każdy jest w stanie ogarnąć ich oryginalność w relacjach z człowiekami. W związku z tym jeszcze bardziej doceniam moich drogich znajomych, którzy w czasie moich wyjazdów mogą rzucić okiem na ich dobrostan.

Wracając jednak do lekkości Nettki.
Jak dla mnie Nette jest mocno nierówna w pracy, czasem jest całą sobą nastawiona na człowieka i chętnie wykonuje wszystkie polecenia i prośby, a czasem wychodzi z niej złośliwa baba. Wtedy to bez przysłowiowego kija nie podchodź - wszystko jest nie tak, nic się nie da, zawsze należy biegać w inną stronę niż chce człowiek i innym tempem. Wtedy też wychodzi z niej małe chamidło i bez skrupułów zaczyna wykorzystywać swoje gabaryty.

Najdobitniej pokazała mi to zimą zeszłego roku, kiedy postanowiła, że nie da się kłusować na tej samej łące po której 100 metrów dalej spaceruje pies. Należy się wspinać, wyrywać, uciekać i we wszelki sposób uprzykrzać życie lonżującemu. Narty za koniem po zrytej przez dziki łące - zaliczone.

Innym razem pracujemy z ziemi a ona dosłownie czyta mi w myślach. Zmiany tempa, zmiany kierunku, zatrzymania i ustępowania dosłownie od spojrzenia nie sprawiają jej żadnej trudności. Może nierówno chodzi, bo jedna nóżka trochę bardziej koślawa, może trochę dyszy, bo płucka też niedomagają, ale w ogólnym rozrachunku koń ideał.

Z Nette już na początku pracy widać, jaki ma humor i jak będzie przebiegać trening. Zupełnie inaczej jest z Trevorem... Temu potrafi się zmieniać w zależności od kierunku wiatru i ruchu płyt tektonicznych po kilka razy w czasie jednej sesji...

Z Trevorem znamy się już na tyle długo, że porozumiewamy się bez słów (jakby z innymi końmi dało się słowami dogadać, hehe...). W każdym razie ja jestem w stanie ocenić jego stan i zapał do roboty, on doskonale rozumie o co mi zazwyczaj chodzi i nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień. Wie kiedy pozwalam mu odpalić przysłowiowe wrotki, kiedy jest czas na strzelenie kilku baranów, a kiedy trzeba z uwagą kopyta stawiać bo podłoże kiepskie albo pańcia kłody pod nogi rzuca.

Przez lata przyzwyczaił mnie do takiej komunikacji. Nette nie wyprowadziła mnie z błędu, bo też wszystko łapie w mig i nie jest intelektualnym mułem. Może z tego powodu takie zdziwienie wywołała jej nagła pochwała w ustach innego koniarza. Tak dawno nie pracowałam z ciężkimi końmi, że zapomniałam już jakie to potrafią być tłumoki...

W każdym razie miło słucha się miłych opinii o swoich podopiecznych :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz