Jako że wiosna i że częściej wsiadam, i może jakieś plany treningowe oraz konie dostają zielonkę i poszły na pastwiska - postanowiłam troszkę pozmieniać w dawkach żywieniowych mutantów.
Na początku myślałam o wycięciu z jadłospisu trawokulek, bo skoro potwory pożerają zielone na pastwiskach, a potem jeszcze zielone dostają do boksów na noc, to już im chyba zielonej papki w obroku nie trzeba. Poza tym i tak kończy się już ostatni worek, więc do końca sezonu pastwiskowego nie będę zamawiać następnych.
Drugą rzeczą, którą chciałam obciąć lub przynajmniej zminimalizować jest jęczmień, który włączyłam do diety przede wszystkim w celu podtuczenia mutantów przez zimę. Skoro teraz wyglądają już całkiem krągło, myślę że można im troszkę paszy zabrać.
Po przemyśleniu tych kwestii i przyjrzeniu się bliżej ilości treningów i pracy jakie ostatnio serwuje gniadym, postanowiłam też zwiększyć dawkę owsa...
Dokonałam wielkiej zmiany... odjęłam jęczmień, zmieniłam trawokulki na 1/4 miarki granulatu i dorzuciłam 1/4 miarki owsa na kolację obu koniom...
Niestety owies cichy zabójca... Konie dostały wścieku mózgu i albo muszę pracować jeszcze więcej, albo muszę ta szklankę owsa im jednak odjąć...
Może te moje są dziwne i tak mocno reagują na nadwyżki energii z żarcia? A może generalnie konie nie zamęczone rekreacją, którym już mózg zlasował się na bogato i nawet nocny pobyt w paszarni z otwartą skrzynią z owsem nie daje efektu powerboost, są tak drastycznie reaktywne na owies?
Jeśli tak przypadkiem jest, to mniej zaczynają dziwić drastyczne opisy niektórych koni prywatnych - ten to się płoszy w terenie, tamten nie wchodzi na myjkę, kolejny jest niebezpieczny w boksie a tamtego to przy wsiadaniu muszą trzymać przynajmniej dwie osoby z ziemi.
Ludzie generalnie mają tendencję do przekarmiania swoich zwierząt (dzieci i partnerów życiowych zresztą też). O ile koty są wybredne, a psy dużo energii spalają na ciągnięcie swojego właściciela od krzaczka do krzaczka, o tyle konie zżerają wszystko, a ich ekonomiczna natura sprawia, że duża część tego co zjedzą jest magazynowana.
Owies jest szybkim i prostym sposobem dostarczenia wierzchowcowi dużej dawki energii, która jeśli nie zostanie zużyta, przetwarza się w głupie pomysły (jak nie puszczone bąki, ulatujące do mózgu i tworzące posrane myśli).
Za dużo owsa sprawia, że konie stają się niebezpieczne, zarówno dla swoich jeźdźców, których akurat nie żałuje, bo to ich decyzja, jak i pracowników stajni a na sobie i innych koniach kończąc.
Moje konie dostają 1,5 oraz 1,25 litra owsa pełnego na cały dzień, a już im odsprzęgla... Strach pomyśleć o wierzchowcach, które żrą po 3 miarki na posiłek przy natężeniu pracy - dwie lonże w tygodniu i jedna jazda w weekend, ale bez galopów, bo się jeździec boi. Boi się, bo koń wariuje, a koń wariuje bo żre jakby pole orał od skowronka do żaby, a nic innego nie robi tylko stoi w derce na małym padoku albo umiera z nudów w boksie...
Nette ostatnio dodatkowo się grzeje, więc nie dość że jej owies mózg rozsadził, to jeszcze babskie hormony zrobiły sobie epicką imprezę na jego zgliszczach. W efekcie nie ma łączności zadu z przodem, impuls z mózgu nie jest kierowany do kopyt, wszystko staje się pretekstem a błędnik nie nadąża za kończynami. Skutkiem takich stanów są oczywiście dzikie galopady, zwroty i zrywy, dreptanie przy czyszczeniu i postawa: Wszystko stanowi problem.
Jeśli chodzi o Trevora, to na szczęście jest on już na tyle stary, że nie robi tak ewidentnych odpałów. Coś tam sobie zarży pod nosem, coś nawet od szczotki zwieje, ale da się z nim dojść do porozumienia.
Niestety w przypadku za dużej ilości owsa mój koń traci opcję stępa. Po prostu taki chód przestaje dla niego istnieć, więc albo stoi, albo kłusuje świńskim truchtem gotowy wystrzelić kłusem godnym dorożek pospiesznych.
Pod koniec zamieszczę więc mały apel - OWIES to ZUO!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz