środa, 3 stycznia 2018

Mutant update

Jesień w tym roku nie rozpieszczała. Pogoda była generalnie paskudna, z nieba lały się hektolitry śniegu z deszczem co w połączeniu z brakiem hali nie sprzyjało treningom.

Dodatkowo ja w końcu zawlekłam swoje kulawe jestestwo do szpitala ortopedycznego na długo odwlekaną rehabilitację, co straszliwie rozbiło naszą rutynową pracę.

Zima na szczęście jest dla nas łaskawsza, pogoda dość dobra, plac nie zamarzł, mi w szpitalu nogi nie urwali, więc lecimy z robotą dalej.

Co u mutantów?

Kobyła mi urosła w szerz, nie mieści się już prawie w derki i zaczyna jej zza klaty wystawać brzuch po bokach. To bardzo dobry objaw, szczególnie jeśli znało się jej przeszłość i koleje naszej heroicznej walki o przybranie każdego kilograma.
W pracy jest coraz bardziej stabilna, mniej się potyka, ma większe pojęcie o trajektorii swoich kończyn. Nadal nie jest to koń marzenie, i zapewne bardzo długa droga przed nami do jako takiej harmonii i elegancji, ale powoli zmierzamy w dobrym kierunku.

Jeśli zaś chodzi o mojego emeryta, to niestety pogoda i romantyzm go dopada co chwila.... Tu strzyka, tam puchnie. Pojawiają się kulawizny nieznanego pochodzenia i znikają tak samo tajemniczo.

Jedyne co nam pozostaje to suplementować na zmianę - raz czarci pazur objawowo, raz HA i Gluko zapobiegawczo. No i kochać, dużo i bezwarunkowo.

Takie słońce w grudniu... toż to przecież zbrodnia nie wsiąść...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz