Po ostatnich masarniach u Kucki, postanowiłam spróbować magicznego dotyku na Seniorze.
Senior nie był jakoś wybitnie zachwycony, że memłam go niewprawnie łapami zamiast puścić na trawę i dać święty spokój, ale przez wzgląd na łączącą nas relację postanowił przeczekać moje zabiegi.
Nieudolnie starałam się wykonać jakiś masaż metodą Mastertona, co to ma niby rozluźnić rumaka i spowodować, że się będzie chętniej ruszał. Zaczęłam więc od okolicy ucha i uciskając delikatnie wzdłuż całego konia, dojechałam do tylnego kopyta. I tak z obu stron.
Co na to koń? Na początku chciał iść, bo trawa. Po jakimś czasie stwierdził, że to nawet przyjemne i może zostanie. Pod koniec stał jak ośle ze spuszczonym łbem i opadniętą wargą i tylko lekko potrząsał głową pochrapując cicho... Także chyba mu się koniec końców spodobało.
Po masowaniu wzięłam chłopaka na lonżownik, co by choć trochę popracował... stęp, kłus, wszystko spoko. W galopie przestał mi się mieścić w ogrodzeniu, bo jakiegoś nagłego odpału dostał. W obawie przed demolką ogrodzenia postanowiłam przenieść się na duży plac i puścić go luzem.
No i się zdziwiłam, bo mojemu staruszkowi nagle 10 lat ubyło. Dawno nie widziałam go śmigającego z kitą w górze i akcją nóg godną arabskiego odsadka.
Miło było popatrzeć na ten zryw folbluci, choć mam świadomość że coraz mniej takich pokazów mnie czeka w jego wykonaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz