W marcu jak w garncu: trochę zimno, czasem ciepło.
Trevor przy tej okazji miewa nawroty biegunki, które dziwnym trafem skorelowane są z falami mrozu. Netka w zasadzie wyszła z kontuzji, teraz nastał czas na wracanie do formy a potem wracanie do treningów.
Udało nam się z koleżanką od Turbokuca wypracować schemat w którym nasze konie ruszane są przynajmniej 3 razy w tygodniu, co bardzo pozytywnie wpłynęło na ich kondycję i ogólny stan zdrowia. W weekend robimy tradycyjny teren, więc i w głowach chłopaków poukładało się na tyle, żeby nie przeżywały każdej gałązki i kałuży jako zagłady ludzkości i rychłego końca świata. Otrzaskanie ze strachami w lesie pozwala też na dużo lepszą pracę nad skupieniem w stajni i okolicy.
Nette niestety nie chodzi z nami w tereny, bo trochę nie mam jak wsiadać na dwa konie na raz. Może jak będzie cieplej, jaśniej i przyjemniej to i ona zostanie włączona w plan włóczęgowy, ale jak na razie marne są na to szanse. Z kucką mam za to inny sukces - po prawie 4 latach walki udało mi się wyciągnąć jej zgniłe strzałki na prostą! Niby głupia sprawa, a bardzo cieszy.
W zasadzie można powiedzieć że po tych wszystkich latach wyszliśmy na prostą. Mamy dopasowane siodła (na tyle na ile się na dziadku da), mamy stabilne zdrowie, mamy stajnię w której nie trzeba pilnować każdego drobiazgu. Konie są nakarmione, w boksach czystko, na padokach spokój.
Teraz pozostaje tylko wyczekiwać na upragnioną wiosnę, pierwszą trawę na pastwisku i możliwość jazdy bez piętnastu polarów na sobie. Wtedy droga do treningów i może zawodów stanie dla nas znów otworem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz