Co skłoniło mnie do napisania długiego i czasochłonnego postu o wędzidłach? Ano promocja w pewnym sklepie internetowym oraz absurdalny z mojego punktu widzenia opis pewnego kiełzna z piekła rodem...
"Wędzidło ... to połączenie wytrzymałości metalowego wędzidła z delikatnością i przyjemnym użytkowaniem wędzideł syntetycznych przez konia. ...idealne rozwiązanie dla tych, którzy chcą zapewnić koniowi przyjemne noszenie wędzidła o skutecznym działaniu (...) przyjazne i delikatne dla wrażliwej skóry warg konia, wolne od alergenów, skutecznie zachęca konia do żucia i rozluźnienia"
Fajny opis, nie? No kto nie wywaliłby kosztu prawie miesięcznego utrzymania konia w pensjonacie za takie super przyjazne i delikatne wędzidło? Niech rzuci kamieniem ten, co nie dba za wszelką cenę o wygodę i przyjemność noszenia wędzidła, o delikatne wargi i reakcje alergiczne w różowym pyszczku swojego misiaczka...
To teraz zdjęcie tego pięknego wędzidełka:
Pełne wędzidło z metalowym trzpieniem, do tego połączone na stałe z ultra wąskim elementem uciskającym kość nosową oraz systemem zaciskowym. Mówiąc żargonem jeździeckim śliczny tandem z cyganką. Nie dość że działa na język, na kości żuchwy, miażdży kość nosową, to jeszcze jak koń reaguje za wolno to podjeżdża do góry naciągając kąciki ust i robiąc imadło na górnej szczęce.... Przyjemne użytkowanie, nie ma co.
Dobra, sama nie jestem święta, bo jeżdżę na Trevorze na czance, dodatkowo z małym portem i paskiem pod brodą. Jak go mocno zaciągnę, to robię zacisk na języki i dolnej szczęce i faktycznie osiągam "skuteczność w działaniu", ale zdarza mi się to w sytuacjach wybitnie awaryjnych, w terenie gdy coś tam wyskoczy pod nogi i musimy zahamować na już, gdy się koń kursanta spłoszy i trzeba go przechwycić, gdy zagrożone jest bezpieczeństwo moje, mojego konia, innych ludzi czy innych koni...
Tego typu narzędzia tortur jak ten "cygański tandem" są natomiast używane głównie przez konie skokowe na zawodach. Nie wiem gdzie na parkourze możliwość wyskoczenia pod konia rowerzysty z psem czy quada zza zakrętu, ale może się mylę. Wydaje mi się jednak że potrzeba używania przez jeźdźców zawodowych coraz mocniejszych rodzajów kiełzna wynika z ich coraz dalej idącej pierdołowatości, skróconego treningu nastawionego na szybki sukces, nienaturalnych warunków utrzymania koni sportowych i ich przekarmiania w pogoni za koniem nadreaktywnym, pędzącym do przodu i kicającym wszystko co pod nogi podleci w desperackim akcie ucieczki przed ostrogą jaśnie jeźdźca.
No ale są futerka, więc pewnie konisiom miło i wygodnie... Tak na marginesie, to siwek ma chyba połączenie tandemu z Pelhamem, co już jest dla mnie jakimś kosmicznym kosmosem...
I jeszcze pół biedy jak używają tego ludzie na poziomie jeźdźców z powyższych zdjęć - tu mogę mieć przynajmniej cień nadziei, że oni rozumieją jak w końskim pysku i na końskiej głowie to cholerstwo działa, mają jako taką świadomość ręki, dosiadu, swojego ciała na koniu podczas pracy. Pewnie te kiełzna mają za zadanie uzyskać perfekcje w reakcji na sygnał w czasie tych szalonych kilku minut na parkourze kiedy zasuwają ile fabryka dała a muszą się zmieścić w ciasnych nawrotach.
Jednak wędzidło od którego zaczął się mój przydługi wywód dostępne jest w sprzedaży w ulubionym sklepie wszystkich dziewczyn z podwórkowych stajni ( bo ma dużo promocji na Eskadrony...). Opis nie sugeruje możliwych konsekwencji w postaci połamania kości nosowej konia ani zaciągnięcia go na amen na ryju. Większość lasek, co się mniej zna, po przeczytaniu o tym kiełźnie uzna że jest prawie jak Parelli, bo to takie delikatne, syntetyczne, antyalergicznie i cudowne. I to jest dramat...
I to jest tragedia, która mam wrażenie dotyka całego "rekreacyjnego i amatorskiego" światka jeździeckiego. Po co ci skośnik? Nie wiem, był w komplecie a poza tym fajnie wygląda...
I tylko koni żal.