środa, 18 września 2019

Emerytura na poziomie

Netka radzi sobie świetnie w sowim nowym domku, Trevor przeprowadzony do stajni all inclusive, czas wreszcie zacząć na całego naszą emeryturę na poziomie.

Pierwsze zmiany - karmienie.

Od września wróciliśmy do karmienia paszą treściwą trzy razy dziennie. Do tego jest jeszcze podwieczorek w postaci dużej ilości siana na padok, co również daje szansę na przybranie na masie.
W samej diecie też się trochę pozmieniało, bo zamiast budżetowych wersji pasz możemy sobie wreszcie pozwolić na worki fajnego, bogatego w substancje odżywcze i dodatki musli. Także książę pan żre teraz Improvera pół na pół z gniecionym owsem, z garścią sieczki nasączonej olejami. Do tego sypiemy jeszcze makuch lniany na sierść i poślizg w jelicie, dodatek na stawy i multiwitaminę.

Zeszliśmy natomiast z otrębów ryżowych, kiełków jęczmiennych, zapychaczy i dowłókniaczy jakimi były granulowane łuski, wysłodki i inne wynalazki. Powód jest jeden - stać mnie na droższe pasze przy żywieniu jednego konia.



Kto wie, może na zimę powrócimy jeszcze do niektórych składników, choć mniej skomplikowana dieta i komfort  finansowy jest jak na razie doznaniem bardzo przyjemnym.

Po drugie - opieka.

Derkowanie, karmienie poza padokiem, co by kumpel w miskę nie zaglądał, sprowadzanie jak pada albo wieje. Boks czysty, poidło automatyczne, wiaderka codziennie myte a podłoga dezynfekowana raz na jakiś czas.
Niby nic specjalnego, ale w porównaniu do standardów niektórych stajni to prawdziwy Wersal, a jak wiadomo im koń starszy, tym profilaktyka ważniejsza. Jakie efekty widzę po dwóch tygodniach? Kopyta są w stanie niepołamanym. Warstwa lakieru zdarta w stopniu minimalnym, pan koń jakiś taki mniej zestresowany. Problemy gastryczne czasem się odzywają, ale odpukać mniejsze. Zobaczymy co się będzie działo zimą...

Po trzecie - zaplecze.
Mamy plac z fizeliną i oświetleniem. Równy. No szok... Nie pyli się, jest sprężysty i nie ma na nim wyjeżdżonych ścieżek po rekreacji. Narożniki mają 90 stopni i da się je wyjechać. Do tego na placu są przeszkody i cavaletti. Jest roundpen, na który można wejść i popracować. Najważniejszy dla nas jest jednak wyjazd w teren, który znajduje się tuż za furtką i nie wymaga kilometrów stępowania w ręku przez paskudną kamienistą drogę i otwierania kilku padoków powiązanych na odwal się linkami pod prądem. No i w okolicy nie grasuje straż leśna mająca chrapkę na mandaciki :P



Także powolutku zaczynamy wracać do aktywności. Plan na jesień - pojechać z Turbokucem na Hubertusa i spenetrować na nowo okoliczne leśne ścieżki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz