Siedzę sobie w stajni i z nudów (oraz bezdennej miłości) patrzę czy mój koń równo żre siano... Patrzę i patrzę, a tu nagle z końskiej mordy ślinotok, potem jakieś takie dziwne kręcenie ryjokiem aż w końcu zwrot jakiejś zmemłanej do połowy garści siana.
Źle...
Nie zastanawiając się ani minuty dłużej wykonałam telefon zaufania do znajomej od jeszcze starszego konia, który zębów już prawie nie ma:
- Ratuj, dentysty od spróchniałej gęby nam trzeba, Trevor kręci kulki!
Dostałam natychmiast namiar na doktora specjalizującego się w koniach bezzębnych i ratowaniu tego co tam się jeszcze cudem trzyma. Łut szczęścia sprawił, że nawet miał termin w granicach kilku dni, więc umówiłam się na wizytę.
Dlaczego u staruszków zęby są tak ważne? Dlaczego dokonałam takiej paniki na widok jednorazowego kręcenia paszczą? Konie są roślinożercami i mają jednokomorowy żołądek, który dzieli się na dwie części. Treść raz połknięta nie ma już powrotu. Jeśli koń nie ma czym gryźć i mielić pobieranego pokarmu i łyka takie nie do końca rozdrobnione fragmenty łatwo dochodzi do kolek lub zatkania czy zadławienia. Paradoksalnie kolka to pół biedy, bo się nie zdycha na nią w kilka minut ( tylko w kilka godzin w okropnych boleściach, ale powiedzmy że daje to jakąś szansę ludziom na reakcję i zorganizowanie pomocy). Najgorsze jest chyba zadławienie, gdy temu koniowatemu odcina możliwość chwytania powietrza... No bez tlenu to żaden ssak długo nie pociągnie.
Wracając do wizyty. W umówiony dzień na umówioną godzinę w stajni zjawił się pan doktor. Młody dość, bardzo konkretny i sympatyczny w kontakcie. Co zawsze jest dla mnie na plus - dokładnie wypytał o konia, o okoliczności, o to jak się zachowuje przy tego typu zabiegach i nie dyskutował z moją prośbą - dwie dawki na wstępie dla jełopa, bo mu rozwieracza nie założymy.
Trevor dostał w żyłę, wara opadła, rozwieracz wylądował na paszczy i pan doktor uzbrojony w latarkę i rękawiczki zaczął grzebanie w paszczy... a tam same dziwy
Pomijając temat za długich siekaczy, które niczym dźwignia prosta wywierają coraz większy nacisk na szczękę i powodują ból - do skrócenia, ostrych krawędzi zębów pomimo korekcji 5 miesięcy temu - do poprawy, oraz kamienia nazębnego, pan doktor znalazł dwa zęby do wyrwania.
Trzeci też się w sumie kwalifikował, ale ostatecznie został, bo nie ruszał się dramatycznie i nie miał odsłoniętego korzenia. Pierwszy ząb był całkowicie popękany i trzymał się w tej szczęce na słowo honoru, drugi natomiast miał odsłonięte korzenie i tworzyła się pod nim kieszonka, do której wlatywało żarcie, gniło i powodowało stan zapalny.
Cała impreza potrwała może 45 min, zęby spiłowane, dwa zepsute wyjęte. Oprócz dość obrzydliwych dźwięków wyrywania zęba ze szczęki i wątpliwego widoku kapiącej z pyska krwi poszło całkiem gładko. Ja trzymałam konia i podpórkę, pan doktor majstrował wielkimi obcęgami, koń nie oponował, bo był naćpany. Po wszystkim założona została plomba, podany środek przeciwbólowy i antybiotyk. Full serwis, płać i płacz.
Następna wizyta za pół roku.
Przy okazji dłubania w zębach pan doktor połechtał moje ego, chwaląc stan ogólny oraz poziom świadomości jako właściciela. Koń stary, wiadomo, kulawy na dodatek więc stoi, a jest okrągły i żwawy. Karmienie dobre, profilaktyka i leczenie ok - pan doktor pod wrażeniem. Przy okazji doktor sprzedał informacje, że biegunki u starszych koni mogą być spowodowane również złym przegryzaniem pokarmu, który nie dość rozdrobniony nie jest wystarczająco trawiony w jelitach i wymiata wszystko jak szczota... Zobaczymy, ja bym była wielce kontent gdyby nasz lejący problem troszkę się zmniejszył.
Wieczór spędziliśmy z koniem wybudzającym się powolutku z głupiego jasia, z krwią kapiącą z paszczy i psem, który koniecznie chciał mu tą paszczę wylizać do czysta. W akcie desperacji Trevor oczywiście położył mi ten okrwawiony pysk na kolanach, więc wracałam do domu wyglądając jak po jakiejś brutalnej zbrodni... A już od następnego dnia dziadek z nowym uzębieniem rzucił się na siano jak szalony :)
piątek, 14 lutego 2020
czwartek, 13 lutego 2020
Fizykoterapia part II
Gdzieś pod koniec stycznia wypadł nam termin na kolejną turę świecenia w konia magicznymi końcówkami. Udało się nawet ściągnąć do stajni naszą terapeutkę w celu ustalenia programu i planu zabiegów oraz weryfikacji postępów leczenia.
Tu muszę przyznać, że Dziadek zaskoczył wszystkich, bo nogi używa całkiem raźno*, w stępie dokracza i oprócz wygolonej giczy ciężko jest dopatrzeć się oznak niedawnego urwania wszystkiego.
Wiadomo, na ostrych zakrętach i w wyższych chodach już widać, że jest po kontuzji, ale jego tempo leczenia jest i tak imponujące. Może jednak jest dla niego jakaś nadzieja?
Trochę zmieniły nam się zabiegi - ta tura stała pod znakiem stanów przewlekłych i głębokiej relaksacji. Jak zawsze po laserze staw znów spuchł, ale tak ma niestety być bo trzeba rozbić paskudztwo które się tam nazbierało. Możliwe że po kontrolnym USG gdzieś pod koniec miesiąca spróbujemy jeszcze przystawić pijawki aby oczyścić resztę opuchlizny.
Ja wciąż podziwiam spokój i opanowanie mojego konia, który dzielnie znosi godzinny obóz cyganów w swoim boksie wraz z psem, kotem, ciocią zza ściany, pikającym i piszczącym sprzętem i dziką ilością toreb, paczek, stołków i skrzynek. Na starość ten folblut jest na prawdę grzecznym wierzchowcem... Może to prawda że one dojrzewają po 25 roku życia?
*kilka dni temu korzystając z ładnej pogody uznałyśmy z Koleżanką od Turbokuca, że można by się przejść na jakiś mikro spacer z końmi po lesie. Stępem i ostrożnie, bo przecież Trevor w pień kulawy no i zobaczymy jak daleko bo może zacznie go boleć czy coś... Po 5 minutach po wyjściu ze stajni żałowałam, że nie wzięłam go na wędzidle a podczas mijanki z panem na drodze zaprezentował przepisową Capriolę, próbując skosić panu czapkę zadnią nogą. Obcinam owies...
Tu muszę przyznać, że Dziadek zaskoczył wszystkich, bo nogi używa całkiem raźno*, w stępie dokracza i oprócz wygolonej giczy ciężko jest dopatrzeć się oznak niedawnego urwania wszystkiego.
Wiadomo, na ostrych zakrętach i w wyższych chodach już widać, że jest po kontuzji, ale jego tempo leczenia jest i tak imponujące. Może jednak jest dla niego jakaś nadzieja?
Trochę zmieniły nam się zabiegi - ta tura stała pod znakiem stanów przewlekłych i głębokiej relaksacji. Jak zawsze po laserze staw znów spuchł, ale tak ma niestety być bo trzeba rozbić paskudztwo które się tam nazbierało. Możliwe że po kontrolnym USG gdzieś pod koniec miesiąca spróbujemy jeszcze przystawić pijawki aby oczyścić resztę opuchlizny.
Ja wciąż podziwiam spokój i opanowanie mojego konia, który dzielnie znosi godzinny obóz cyganów w swoim boksie wraz z psem, kotem, ciocią zza ściany, pikającym i piszczącym sprzętem i dziką ilością toreb, paczek, stołków i skrzynek. Na starość ten folblut jest na prawdę grzecznym wierzchowcem... Może to prawda że one dojrzewają po 25 roku życia?
*kilka dni temu korzystając z ładnej pogody uznałyśmy z Koleżanką od Turbokuca, że można by się przejść na jakiś mikro spacer z końmi po lesie. Stępem i ostrożnie, bo przecież Trevor w pień kulawy no i zobaczymy jak daleko bo może zacznie go boleć czy coś... Po 5 minutach po wyjściu ze stajni żałowałam, że nie wzięłam go na wędzidle a podczas mijanki z panem na drodze zaprezentował przepisową Capriolę, próbując skosić panu czapkę zadnią nogą. Obcinam owies...
czwartek, 6 lutego 2020
Fontanna młodości... czyli (nie)rzadki problem
Zima jakaś taka beznadziejna, nie może się zdecydować czy będzie bardziej na plusie czy na minusie. Jak wiadomo końskie emeryty mają przy takich wahaniach temperatury problemu gastryczne, objawiające się... wodą z d*py.
Niestety Trevor jest w grupie ryzyka, jest staruszkiem, do tego ma za sobą karierę wyścigową, która zazwyczaj kończy się wrzodami no i jest folblutem. Jak wiadomo stare folbluty po torach to prosta droga do obsranego zadka.
W tym roku jest to dla mnie podwójnie paskudne zjawisko, bo Trevor musi chodzić w wysokim ochraniaczu na tył do którego sobie notorycznie fajda. No i codzienne zabiegi na tylnej nodze wymagają dodatkowego refleksu, żeby nie zostać obryzganym...
Walczymy jak możemy. Trevor jest suplementowany probiotykiem Baileys Digest Plus w zasadzie przez cały rok. Efekty są wymierne - epizody sraczkowe mamy już tylko w zimie, a nie przez cały rok przy każdej okazji. Ważnym elementem profilaktyki jest też systematyczne i częste odrobaczanie połączone ze sprzątaniem padoków i odkażaniem boksów - tu też jesteśmy na bieżąco.
W związku z moją większą świadomością problemów wrzodowych do diety została włączona sieczka na problemy gastryczne zawierająca dużo włókna i spowalniająca jedzenie. Owies ograniczony, zastąpiony częściowo muslie nisko skrobiowym, granulowanym jęczmieniem, lucerną.
Doraźnie natomiast wchodzi Diarri Stop Over Horse albo analogiczny preparat na biegunkę u cieląt z elektrolitami i taninami oraz dziką ilością probiotyków i substancji działających oczyszczająco i ściągająco na jelitka. Co jeszcze można zrobić? Nie wiem, ale jak się dowiem to pewnie to zrobię.
Z innych sposobów na walkę z lejącym się problemem jest zaplatanie ogona. Ładny dobierany warkocz pomaga w utrzymaniu czystości przynajmniej tej części konia, której pranie w okresie zimowym jest mega problematyczne. Trevor się na szczęście przyzwyczaił, ja mam trochę wyrzutów sumienia że robię z niego metroseksualnego konia, ale co poradzić? Do codziennych obowiązków oprócz sprzątania kuwety, zabiegów fizyko, poprawiania ochraniacza i ogólnego czyszczenia doszły więc rozplatanie i zaplatanie ogonka oraz mycie dupki ciepłą wodą... I tak czekamy sobie do wiosny.
Niestety Trevor jest w grupie ryzyka, jest staruszkiem, do tego ma za sobą karierę wyścigową, która zazwyczaj kończy się wrzodami no i jest folblutem. Jak wiadomo stare folbluty po torach to prosta droga do obsranego zadka.
W tym roku jest to dla mnie podwójnie paskudne zjawisko, bo Trevor musi chodzić w wysokim ochraniaczu na tył do którego sobie notorycznie fajda. No i codzienne zabiegi na tylnej nodze wymagają dodatkowego refleksu, żeby nie zostać obryzganym...
Walczymy jak możemy. Trevor jest suplementowany probiotykiem Baileys Digest Plus w zasadzie przez cały rok. Efekty są wymierne - epizody sraczkowe mamy już tylko w zimie, a nie przez cały rok przy każdej okazji. Ważnym elementem profilaktyki jest też systematyczne i częste odrobaczanie połączone ze sprzątaniem padoków i odkażaniem boksów - tu też jesteśmy na bieżąco.
W związku z moją większą świadomością problemów wrzodowych do diety została włączona sieczka na problemy gastryczne zawierająca dużo włókna i spowalniająca jedzenie. Owies ograniczony, zastąpiony częściowo muslie nisko skrobiowym, granulowanym jęczmieniem, lucerną.
Doraźnie natomiast wchodzi Diarri Stop Over Horse albo analogiczny preparat na biegunkę u cieląt z elektrolitami i taninami oraz dziką ilością probiotyków i substancji działających oczyszczająco i ściągająco na jelitka. Co jeszcze można zrobić? Nie wiem, ale jak się dowiem to pewnie to zrobię.
Z innych sposobów na walkę z lejącym się problemem jest zaplatanie ogona. Ładny dobierany warkocz pomaga w utrzymaniu czystości przynajmniej tej części konia, której pranie w okresie zimowym jest mega problematyczne. Trevor się na szczęście przyzwyczaił, ja mam trochę wyrzutów sumienia że robię z niego metroseksualnego konia, ale co poradzić? Do codziennych obowiązków oprócz sprzątania kuwety, zabiegów fizyko, poprawiania ochraniacza i ogólnego czyszczenia doszły więc rozplatanie i zaplatanie ogonka oraz mycie dupki ciepłą wodą... I tak czekamy sobie do wiosny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)