Produkt ten ma wiele zalet:
- jest tani, bo cena 30 kg wysłodków (wysłodek?) waha się w granicach 35-40 zł, więc jeśli uda się ogarnąć transport własny, to w zasadzie płacimy jak za barszcz. Dodatkowo wysłodki po zalaniu wodą zwiększają kilkukrotnie swoją objętość, więc mała ich ilość starczy by zapchać brzuch naszego konia. (proponowana dawka to 100 g na 100 kg konia)
- jest łatwo przyswajalny, bo gryźć nie trzeba, energia z wysłodków jest energią długouwalnianą, zawierają dużo wapnia i potasu
- są smaczne i chętnie zjadane przez konie
- mają stosunkowo mało białka (około 10%) więc nie są niebezpieczne dla koni ochwatowych
- mają dużo (16%) włókna, które jest bardzo kopytnym potrzebne w prawidłowym żywieniu
Jakie są wady wysłodków?
Mają fosforu tyle co nic. Trzeba więc pamiętać o jego zbilansowaniu, poprzez dodanie innych składników do paszy. Zazwyczaj stosuje się do tego otręby pszenne, co sprawia, że zamiast jednego worka mamy już w stajni dwa.
Bywają upierdliwe w przygotowaniu, bo trzeba zalewać stosunkowo długo przed podaniem, chyba że zalewamy wrzątkiem, ale wtedy też się trzeba trochę nagimnastykować... Zalewanie na noc w warunkach zimowych skutkowało kilka razy zamarzniętymi wysłodkami na śniadanie, za to wstawienie do cieplejszego pomieszczenia - zeżarciem wiadra wysłodków przez stajenne koty. Nie pytajcie, te koty były dziwne i jadły bardzo różne produkty...
Podobno (gdzieś wyczytałam) wysłodki zakwaszają organizm konia, ponieważ trawione są dopiero w jelitach. Mogą przez to powodować biegunki, szczególnie u koni z wrażliwym układem kanalizacyjnym.
Wysłodkami skarmiałam Trevora, z braku innych pomysłów karmiłam też nimi Nette zeszłej zimy. Były to dawki eksperymentalne, około 250 ml suchych wysłodków raz dziennie na konia. Wychodziło coś około 1,5 l namoczonych, więc pół małego wiaderka. Do tego miały dodawane pół miarki otrąb pszennych, które same w sobie też mogą powodować rozwolnienie, bo wzmagają perystaltykę jelit. Jaki był efekt? Konie ani nie spadły, ani nie przytyły. Woda z zadków leciała w sposób umiarkowany, szału nie było, a upierdliwość spora z zalewaniem i pilnowaniem, żeby nie zamarzło, żeby nie za ciepłe, żeby nie za suche, żeby rzeczone koty nie wpier...spożyły.
Po dłuższych przemyśleniach, powodowana moim skrajnym lenistwem, przerzuciłam się na jęczmień (który załatwia mi obsługa stajni) i trawokulki. Finansowo wychodzi podobnie, a nie muszę się bawić w dokupowanie i transportowanie otrąb pszennych.
Ale konikom bez problemów gastrycznych oraz cierpliwym stajennym - serdecznie polecam.