Jeden stary, drugi młody. Jeden wałach, druga klacz. Jeden ma tendencję do tycia na brzuchu, wzdęć i gazów, druga ma wieczne biegunki i spada z masy zanim do mojego mózgu dotrze pomysł o ścięciu jej dawki żywieniowej. Weź bądź człowieku mądry i je jakoś karm.
Pasze dla koni można podzielić na dwa główne rodzaje: Treściwe i Objętościowe.
W naturze konie głównie żrą objętościowe, czyli wszelkie zielone badyle zawierające chlorofil, które da się znaleźć na ziemi, na krzakach lub wygrzebać z ziemi.
Czasem dojadają w zimie jakieś bulwy, nie pogardzą korą, kwiatkami, nasionkami i owocami. Takie to wszystkożerne kosiarki napędzane na biomasę. Czysta objętościówka.
W warunkach hodowlanych większość koni faszerowana jest paszami treściwymi - owies, czasem jęczmień, pszenica, kukurydza. Jak ktoś bardziej obyty w temacie sklepów jeździeckich, to kupuje muslie, granulaty, sieczki wspomagające apetyt i inne wymyślne dodatki. Jest to oczywiście zasadne przy koniach pracujących fizycznie, czy to pociągowo czy sportowo. Jednak, jak już wcześniej zauważyłam, moje rumaki to nieroby, więc odpada duża ilość treściwej.
A jakoś tuczyć trzeba, bo Nette to kościotrup nieprzyswajający z paszy zbyt wiele, a Trevor jest już stary i procesy anaboliczne biorą powoli górę nad procesami katabolicznymi w jego organizmie. Co więc dawać takim koniom?
Podstawą absolutną jest SIANO. W opór siana. Tak, żeby już na samą myśl o sianie im się niedobrze robiło :P Można dodać trochę słomy - owsianki, ale z tym w przypadku Trevora zawsze ostrożnie, bo mu bebech wyskakuje taki, jakby połknął za młodu pralkę Franię.
W sezonie pastwiskowym oczywiście wskazana jest trawa lub zielonka (choć z tą drugą należy uważać, bo łatwo może się zaparzyć i powodować kolki!)
Co do treściwej...
Aktualny jadłospis moich kopytnych opiera się na:
- Śrutowanym jęczmieniu podawanym na mokro
- Trawokulkach (również na mokro)
- Owsie w małych ilościach
- Dodatkach paszowych: Probiotyk z drożdżami, otręby ryżowe, dodatek witaminowy, granulat podstawowy.
Dlaczego tak? Jęczmień, jak pisze wiele mądrych głów, ma większą energię strawną, która jest dłużej uwalniana niż w przypadku owsa, więc nie daje efektu BUM. W obu moich przypadkach po zwiększeniu dawki owsa konie biegają po padokach jak szalone i spadają z masy. Stąd pomysł jęczmienia, który na razie się sprawdza. Podobno trzeba uważać na przebiałkowienie, jak na razie nie zauważyłam niepokojących symptomów. Dostają ok. 3/4 miarki na dzień.
Trawokulki - taki koński fastfood, bo już wstępnie przetrawione. (Piwo lepsze od chleba, bo gryźć nie trzeba). Ja podaje ok. 1/2 miarki dziennie, trawokulki w wersji deluxe - czyli z dodatkiem lucerny.
Owies - szczególnie zimą, bo czymś w piecu grzać trzeba. Moje mają ok. 1,5 miarki na dzień.
Probiotyk na bazie drożdży - w miarę ekonomiczny sposób na utrzymanie prawidłowej flory bakteryjnej w jelitach. Szczególnie przydatny przy Nette, która bez tego jest bardzo wylewna...że tak to poetycko ujmę. Trevorowi też poprawiło jakość odpadów.
Otręby ryżowe - Omega 3, oleje, mikro makro cud miód. Jak na razie zaczynam ich stosowanie (nie zjedliśmy jeszcze pierwszych 10 kg ), więc nie wiem czy działają. Podobno pomagają w nabudowaniu mięśni, co w obu przypadkach jest mocno wskazane.
Witaminy - wiadomo, uzupełnienie diety.
No i raz na jakiś czas siemię lniane w formie meszu, tak na oczyszczenie jelit i poprawę kondycji sierści.
Smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz