Kto by pomyślał, że nie nadający się do rekreacji, niezrównoważony folblut w mocno zaawansowanym wieku będzie idealnym koniem czołowym w stajni rekreacyjnej?
No na pewno nie ja, jego właścicielka, w dniu jego zakupu...
A tak na poważnie, to mamy z Trevorem ostatnio zajęcie na boku, czyli wspomagamy stajnię w której mieszkamy prowadząc weekendowe rajdziki. Dziadek Trevor jest przy tym super opanowanym i spokojnym przewodnikiem, którego ciężko wyprowadzić z równowagi. Nie straszne nam więc ani Łosie ani klony Magdy Gessler po wypiciu za dużej ilości karotki*. Spokojnie przeprawiamy się przez krzaki, mijamy samochody i rowery oraz podejrzanie wyglądające stadka dzieci na sankach.
Przy okazji raźno drepczemy zadanych chodem, nie ponosimy (...już tak często jak kiedyś, w czym pomaga niesłychanie czanka) i potrafimy jeszcze zaskoczyć ponad połowę młodszych współtowarzyszy dodanym kłusikiem...
Po powrocie z lasu zajęłam się Kucką. Już nie cierpi strasznych katuszy z powodu skrzywienia kręgosłupa moralnego i powinna powoli wdrażać się do roboty. Udało się wyjść poza lonżownik i potruchtać troszkę na małym placu.
Kobyła ma dużo energii, ale szyja jeszcze jej doskwiera. W tygodniu wdrożymy więc rozgrzewanie i masowanie przed robotą i zobaczymy jakie będą efekty. Chyba czeka nas powrót do powięzi i wizyta fizjoterapeuty... Wydatki, ech wydatki...
*istota podobna do M.G. uprawiająca chodzenie z kijkami napotkana w puszczy. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie jednolicie pomarańczowy ubiór, czupryna zafarbowana na żarówiasty pomarańcz oraz tendencja do energicznego machania kijami na widok zastępu koni. Trevor spuścił na ten widok zasłonę milczenia, inne konie jednak spieniały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz