środa, 18 stycznia 2017

Nie ganiaj go tak, bo się spoci - absurdy jeździectwa odc.1

Jak wiadomo w Polsce panuje przekonanie, że wszyscy znają się na wszystkim, a wykształcenie daje tylko papier, bo wiedzę i tak zdobywa się inaczej. Także z tego powodu rodacy nasi uwielbiają wypowiadać się na tematy, o których nie mają zielonego pojęcia, najbardziej jednak lubią dawać dobre rady.

Przez wiele lat bycia jeźdźcem, a potem też posiadaczem koni, nasłuchałam się tych rad bardzo wiele. Sama też udzieliłam ich trochę, czasem mądrych, czasem mało elokwentnych... Za te drugie serdecznie przepraszam.

1. Kiedyś, stacjonując sobie w stajni L, po dość wyczerpującym treningu w jesienny wieczór stałam zamulona na myjce obok mojego równie zamulonego rumaka i chłodziłam mu ścięgna. Temperatura na zewnątrz circa 10 stopni na plusie, koń rozgrzany, rozstawił się na tej myjce z radością, a ja mu leje strumieniem wody po odnóżach.

Nagle wypada żona właściciela... Zło w oczach, pragnienie wymierzenia sprawiedliwości w sercu... Nie mocz mu tych nóg, bo on się przeziębi! Chcesz konia do choroby doprowadzić? Na takie kąpiele to w lato, a nie teraz! Co ty robisz, rozumu nie masz?!?

Na nic się zdały tłumaczenia, że koń po kontuzjach, że potrzebuje, że im to nie szkodzi. Nie, wiedza powszechna o tym, że najłatwiej przeziębić się od stóp wygrała. Tja...

2. Ta sama stajnia, mały konik, siódma woda po kisielu po jakimś arabku, krótki, krępy i z szyją jak tarpan. Maści brudno - kasztanowej, temperamenty jak standardowy muł z kopalni złota na Dzikim Zachodzie. No i jego właściciel... 190 cm wzrostu, koło 100 kg wagi, koordynacja ruchowa wątpliwa w związku z przebytą kontuzją kręgosłupa. Teraz sprzęt: za duże siodło ujeżdżeniowe marki Stubben, za duży halter z podpiętymi wodzami i ostrogi... Dochodzimy do sposobu treningu - Pan ma przodków w kawalerii zatem będzie zasuwał z palcatem po placu i pyrgał stojaki od przeszkód imitując trening szablą. I wszystko było by dobrze, bo każdy ma prawo używać swojego konia tak, jak chce, o ile nie szkodzi to zwierzakowi na zdrowie. Niestety w tym przypadku tragiczne niedopasowanie konia i jeźdźca skutkowało maksymalnym usztywnieniem grzbietu i szyi, co na zewnątrz było widać na sztywnej, jeleniej szyi, wywalonych zębach i nienaturalnie odstawionym od zadu i linii kręgosłupa ogonem... Ale nie, ja się nie znam. On tak nosi ten ogon, bo on ma Araba w genach... Tjaaa...

3. Inna stajnia, inni ludzie. Koń stoi sobie na padoku, otwarta przestrzeń, lekki wiaterek. Nagle zaczepia mnie konspiracyjnie inna właścicielka konia z tej samej stajni...
- Ej, a ty nie chcesz przestawić go na inny padok, bo wiesz, on obok tej pryzmy obornika stoi. Tam tyle amoniaku, on COPD dostanie na pewno. Wiem co mówię, mój już dostał... I jak tylko tam przechodzę, to czuję jak to strasznie śmierdzi, aż mnie zatyka...

COPD od stania kilka metrów od obornika na otwartej przestrzeni. Powiem szczerze, że całkiem ciekawa koncepcja, choć wydaje mi się, że musiałabym postawić tego konia na tym oborniku, na 24h na dobę, w małym pomieszczeniu i potrzymać go tak kilka tygodni, żeby doznał trwałego uszczerbku na pęcherzykach płucnych, które mogłoby potem skutkować COPD. Także ten...

4. Stajenny w stajni S. Wybitny mistrz wideł, wirtuoz szufli oraz guru zajeżdżania koni metodami kawaleryjskimi. Posiadacz dwóch klaczy, z których jedna była tak elektryczna, że reagowała szybciej niż on zdążył pomyśleć, druga była wielką siwą i poczciwą kobitką o straszliwie zahukanym charakterze. Miszcz wrócił z terenu, konia uwiązał do koniowiązu, siodło zdjął i powiesił obok a następnie zniknął. Koń stoi, ja czyszczę swojego, ptaszki ćwierkają. Koń dalej stoi, ja zdążyłam ubrać swojego, ptaszki ćwierkają. Koń wciąż stoi, ja cofnęłam się po zapomniany kask, ptaszki drą ryja... Kobyle się zaczęło nudzić, złapała za czaprak zębami i zaczęła memłać. W efekcie ściągnęła siodło, które wpadło jej pod nogi, wywołując jej panikę. Kobyła zaczęła się odsadzać, sznurkowy kantar (sic!) na którym była uwiązana, spadł z nosa i cały nacisk idzie na potylice, wywołując coraz większą panikę. Lecę więc do kobyły i ją odczepiam, poprawiam kantar, uspokajam... Chwilę później wraca Mistrz i... Nie, nie podziękował. Opieprzył mnie za popsucie efektów jego treningu, bo się kobyła miała wywalić i łeb sobie urwać kantarem, ale by przynajmniej oduczyła się odsadzać, a tak to tylko wzmogłam jej narowy moim rzekomym ratunkiem.

No tak, pomyślałam. Jakby walnęła o glebę i urwała sobie łeb linką o wytrzymałości do 1200 kg to faktycznie by się przestała odsadzać... zazwyczaj padnięcie jest ostatecznym rozwiązaniem większości złych nawyków koni.

Tak, w świecie jeźdźców też są idioci. Są też osoby które mają chwilowe zaćmienie mózgu, i ja też się do nich czasem zaliczam. Zazwyczaj najpierw się na takich ludzi wkurzam, potem mi przechodzi i śmieję się z tego jak z głupich anegdot. Tylko jak tak głębiej przemyśleć sprawę, to koni żal...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz