wtorek, 24 stycznia 2017

Daily News - Mutanty atakują

Mutanty mają to do siebie, że nie potrafią zbyt długo pozostawać grzecznymi konisiami. Kiedyś w końcu wychodzi ich durna natura na wierzch, a wtedy dzieją się rzeczy...
W zeszłym tygodniu skończył się jak widać okres reklamy moich sierściuchów i postanowiły pokazać swoje prawdziwe oblicze.

Na początek poszła Nette, która postanowiła, że stanie na padoku i jedzenie siana jest passe, więc ona wymyśli sobie inne zajęcie. Jak pomyślała, tak też zrobiła... Wzięła opór bramki na klatę i nie zważając na nic parła pod prąd. W efekcie rozwaliła elektrycznego pastucha i wybrała wolność... A w zasadzie korytarz między padokami, po którym dostojnie spacerowała.

Na szczęście nic więcej nie zbroiła ani też nie poróżniła się z innymi obywatelami stajni przez ogrodzenia. Wielki exodus skończył się wsadzeniem jej znów na padok i zdjęciem derek, żeby następnym razem poczuła sygnał płynącego przez ogrodzenie prądu, uprzejmie przypominającego, że grzeczne koniki nie wyłażą ze swoich kwater. Chyba czas przypomnieć wysokiej koleżance o dobrych manierach, bo najwidoczniej jęczmień przez dupsko dotarł do mózgowia...



Trevor również nie próżnował, choć w jego przypadku i ja trochę zawiniłam.
Jak wiadomo na placu ślisko i nieprzyjemnie, konie nie za bardzo mają jak pobiegać, wzięłam więc rumaka na lonżę na pobliskie pole. Świeży, nie udeptany i nie wyślizgany śnieg, dużo roślinności pod spodem, warunki o wiele przyjemniejsze do spokojnego truchtania na sznurku. Trevor chyba też był zadowolony z wyboru podłoża na trening, zaczął bowiem galopować i nawet pobrykiwać radośnie. Niestety na śniegu i nierównym podłożu brykanie skończyć się może spektakularną glebą, co właśnie miało miejsce w tej sytuacji. Trochę grozy było, kiedy senior nie mógł się podnieść, a potem z miną zbitego spaniela przylazł do mnie i stwierdził: Pańca, boli... ał ał, kolanko...

Na szczęście obyło się bez dramatów (choć ja już oczami wyobraźni widziałam zwichnięty staw kolanowy i naderwane ścięgna), i skończyło na małym strupie w okolicy kolana. Jak wiadomo blizny są chlubą każdego wojownika...

Takie to właśnie rzeczy dzieją się wtedy, gdy przyjeżdżam z ambitnym planem przygotowania koni do sezonu wiosennego... Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak kochać je do marca i czekać na rozmarznięcie placu.
Ferie cholera... wypoczynkowe dla koni nie pracujących.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz