piątek, 4 stycznia 2019

Noworoczny teren

Jako że na kaca najlepsza jest praca, a na po sylwestrowe obżarstwo jazda konna, to się żeśmy wzięły i wybrały w noworoczny teren. Ekipa doborowa w postaci Tres Amigos: Jeździec Mutantów we własnej osobie, Pogromca rudej szportmaszyny oraz Władca Turbokuca. Pogromca rudej maszyny dosiadł(a) gościnnie Kucki.

Pomimo niesprzyjających warunków pogodowych objawiających się dużą emisją diwodorku tlenu z nieba oraz temperatury nastrajającej do zagrzebania się pod grubą warstwą polarowych kocyków zebrałyśmy się w sobie i ruszyłyśmy do stajni.  W stajni noworocznie powitał nas kuc Figaro pod troskliwa opieką właściciela i weterynarza, który to w ramach rozrywki sylwestrowej postanowił mieć stany kolkowe. Na szczęście wyszedł z tego maluch obronnym kopytkiem. Dzięki zamieszaniu spowodowanemu akcją medyczną nasze konie nie wyszły z samego rana na padoki co nam oszczędziło suszenia futrzaków przed siodłaniem.

Potem było już tylko weselej i bardziej mokro...
Zacinający deszcz i wiatr, aura rodem z ciemnego listopada, wszędzie błotniście i ślisko. Ale nic to! My damy radę!

Niezastąpiony Władca Turbokuca tradycyjnie już otwierał nam wszystkie bramki, bo ja jak już zsiądę z bezterlicówki, to potem bez schodków na nią nie wsiądę, a próby wsiadania na Kuckę bez stopni są już w ogóle skazane na niepowodzenie.

Trevor, jako koń najstarszy i (podobno) najmądrzejszy poprowadził stado ku nieznanemu nie bacząc na przeszkody terenowe. Kucka zachowywała się nad wyraz sensownie, co potwierdza moją hipotezę o mózgu uwspólnionym w jej przypadku. Jak jedzie z/za Trevorem to jest koniem idealnym. Jak się ją weźmie samą lub z innymi końmi to dyga jak potępiona.
Turbokucyk również dawał czadu raźnie przebierając przykrótkimi odnóżami za gniadymi mutantami. Wraz z silną ekipą w leśne ostępy zapuścił się również pies Borys.




W związku z paskudną pogodą zrobiłyśmy 10 kilometrową pętlę w najbliższej okolicy, z kilkoma kłusami i jednym dłuższym galopem. Wciąż uczymy się dróg i ścieżek, nie do końca jeszcze rozpracowałam nawierzchnię i miejsca, w których można dać czadu, ale teren wygląda obiecująco.

Oprócz mrożącego krew w żyłach spotkania z Łosiem*, które następnie doprowadziło do cyklu skojarzeń zakończonego dwoma Łososiami przepasanymi ręcznikami tańczącymi w kałuży, nie stało się nic nadzwyczajnego.  Jak to mówią: jaki Nowy Rok, taki cały rok. Oby się spełniło, bo było naprawdę miło.

Po eskapadzie terenowej pojechałyśmy jeszcze z Pogromcą Rudego do rzekomego Rudego, co by odprawić szportjazdę... Ale o tym napiszę już w następnym odcinku telenoweli.

* Łoś leżał spokojnie w krzakach i udawał zwaloną kłodę. Dopiero gdy zauważył go Władca Turbokuca, ostrzegając resztę hasłem: Dziewczyny- Łoś!, rogacizna wstała i raźnym kłusem pomknęła w łąki. Konie stanęły jak wryte, następnie Trevor wszedł w stan przedzawałowy jopiąc się w niknącą w krzakach dupę Łosia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz