Pomimo niesprzyjających warunków pogodowych objawiających się dużą emisją diwodorku tlenu z nieba oraz temperatury nastrajającej do zagrzebania się pod grubą warstwą polarowych kocyków zebrałyśmy się w sobie i ruszyłyśmy do stajni. W stajni noworocznie powitał nas kuc Figaro pod troskliwa opieką właściciela i weterynarza, który to w ramach rozrywki sylwestrowej postanowił mieć stany kolkowe. Na szczęście wyszedł z tego maluch obronnym kopytkiem. Dzięki zamieszaniu spowodowanemu akcją medyczną nasze konie nie wyszły z samego rana na padoki co nam oszczędziło suszenia futrzaków przed siodłaniem.
Zacinający deszcz i wiatr, aura rodem z ciemnego listopada, wszędzie błotniście i ślisko. Ale nic to! My damy radę!
Niezastąpiony Władca Turbokuca tradycyjnie już otwierał nam wszystkie bramki, bo ja jak już zsiądę z bezterlicówki, to potem bez schodków na nią nie wsiądę, a próby wsiadania na Kuckę bez stopni są już w ogóle skazane na niepowodzenie.
Trevor, jako koń najstarszy i (podobno) najmądrzejszy poprowadził stado ku nieznanemu nie bacząc na przeszkody terenowe. Kucka zachowywała się nad wyraz sensownie, co potwierdza moją hipotezę o mózgu uwspólnionym w jej przypadku. Jak jedzie z/za Trevorem to jest koniem idealnym. Jak się ją weźmie samą lub z innymi końmi to dyga jak potępiona.
Turbokucyk również dawał czadu raźnie przebierając przykrótkimi odnóżami za gniadymi mutantami. Wraz z silną ekipą w leśne ostępy zapuścił się również pies Borys.
W związku z paskudną pogodą zrobiłyśmy 10 kilometrową pętlę w najbliższej okolicy, z kilkoma kłusami i jednym dłuższym galopem. Wciąż uczymy się dróg i ścieżek, nie do końca jeszcze rozpracowałam nawierzchnię i miejsca, w których można dać czadu, ale teren wygląda obiecująco.
Oprócz mrożącego krew w żyłach spotkania z Łosiem*, które następnie doprowadziło do cyklu skojarzeń zakończonego dwoma Łososiami przepasanymi ręcznikami tańczącymi w kałuży, nie stało się nic nadzwyczajnego. Jak to mówią: jaki Nowy Rok, taki cały rok. Oby się spełniło, bo było naprawdę miło.
Po eskapadzie terenowej pojechałyśmy jeszcze z Pogromcą Rudego do rzekomego Rudego, co by odprawić szportjazdę... Ale o tym napiszę już w następnym odcinku telenoweli.
* Łoś leżał spokojnie w krzakach i udawał zwaloną kłodę. Dopiero gdy zauważył go Władca Turbokuca, ostrzegając resztę hasłem: Dziewczyny- Łoś!, rogacizna wstała i raźnym kłusem pomknęła w łąki. Konie stanęły jak wryte, następnie Trevor wszedł w stan przedzawałowy jopiąc się w niknącą w krzakach dupę Łosia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz